Ojciec - szermierz, olimpijczyk; syn - świeżo wyświęcony kapłan

 

Piotr i Kamil Kiełpikowscy - rozmowa z okazji święceń księdza Kamila w dniu 25.05.2014

 
           
  Redakcja (Szczepan Drejkowski) Zacznijmy od gratulacji dla taty, który wychował syna - kapłana !

Piotr Kiełpikowski - Dziękuję !

Red. Karierę sportową zaczynałeś od stołecznej Warszawianki. Co cię popchnęło do uprawiania szermierki ?
P.K. - W większości tego typu sytuacji pierwszą inspirację daje ojciec. Podobnie było i w moim przypadku. Szybko jednak złapałem bakcyla szermierki, a ponieważ dość wcześnie pojawiły się zwycięstwa w młodzieżowych zawodach - wiedziałem, że wybór szermierki to był strzał w dziesiątkę.

Red. W epoce PRL-u bywało w sporcie dużo ... prościej. Kluby dawały stypendia, sprzęt, dożywianie dla utalentowanych zawodników, łatwiej było zachęcić młodzież do sportu, a dzisiaj ?

P.K. - To prawda, przed laty uprawianie sportu wiązało się z prestiżem, szansą na wyjście poza przeciętność. Często sukces sportowy wpływał na podwyższenie poziomu życia, otrzymanie dobrego etatu, przyspieszenie przydziału mieszkania itp. Dzisiaj sport traktuje się raczej jako inwestycję, która wcale nie musi się zwrócić. Rodzice obecnie kupują sprzęt, lekcje z trenerem, opłacają obozy i wyjazdy na turnieje. Nie wszystkich na to stać. Jako trener spotykam się z różnymi sytuacjami związanymi z tymi nowymi regułami finansowania sportu, nie zawsze są to sytuacje łatwe i czasami cierpią na tym dzieci.
   


Piotr Kiełpikowski

 
 

    Piotr Andrzej Kiełpikowski ur. 27 listopada 1962 zdobył 12 medali na prestiżowych zawodach :
2 medale olimpijskie (Barcelona 1992 - brąz drużynowo, Atlanta 1996 - srebro drużynowo)
2 medale mistrzostw Europy
8 medali mistrzostw świata

więcej szczegółów z biografii :
tutaj
 
           
 
Red. Ale syna nie udało ci się namówić na sport.

P.K. - Kamil próbował szermierki, podobnie jak karate, jeździectwa i gry na gitarze. To, że go to nie wciągnęło, to po części efekt szerokiej palety możliwości, jakie mają obecnie dzieci i młodzież. Sport musi konkurować z telewizją, internetem, grami komputerowymi. Inna sprawa, że może trudniej jest też sprostać własnym oczekiwaniom w sporcie, mając utytułowanego w szermierce ojca.

Jakim chłopcem był Kamil, bywały z nim jakieś kłopoty ?
P.K. - Właściwie to żadnych. To był wzorowy chłopak i uczeń. Chociaż ... raz, za rozrabianie zasłużył na klapsa. Jestem przeciwnikiem kar cielesnych i to skarcenie w przypadku Kamila oraz - później także młodszego - Wojtka, zdarzyło się tylko raz, ale raczej tak w ramach "prewencji", aby poczuli jak ... ciężka może być ręka ojca.


ks. Kamil Kiełpikowski

 
  Red. Czy jako rodzice nie byliście przeciwni wyborowi syna ?
P.K. - Kamil miał do nas zaufanie i o swoich odczuciach informował nas już w gimnazjum. Nie byliśmy temu przeciwni, ale w liceum żona - Elżbieta zasugerowała, że może to być także inna służba, np. medycyna. Zaczęliśmy nawet wtedy finansować mu dodatkowe lekcje biologii, na które Kamil uczęszczał. Myślę, że Kamil to poważnie rozważał, chociaż nie tyle ze względu na siebie, ale na nas - aby nie pozbawiać nas radości posiadania wnuków. Sytuacja zmieniła się, kiedy na świat przyszedł Wojciech. Było to dla nas wszystkich niemałe zaskoczenie, bo między nimi jest przecież blisko 15 lat różnicy ! Wtedy to - już w liceum - powróciły plany wstąpienia do seminarium duchownego. Teraz - po latach myslę, że to chyba Pan Bóg tak to wszystko zaplanował ...
         
  Red. Wróćmy jeszcze do szermierki. Sport uprawiany w pełni profesjonalnie zaczął się wraz z twoim przejściem do Legii w 1982 roku. Zmieniłeś wtedy także trenera ?
P.K. - Tak. Ja w ogóle miałem szczęście do trenerów. Janusz Wyszomirski nauczył mnie w zasadzie wszystkiego o florecie, ale to on także optował za przejściem do Legii. Rozstawał się ze swoim wychowankiem, gdyż wiedział, że w nowym klubie będzie szansa na dalszy rozwój. To świadczy o jego klasie. Nowy trener - Marek Poznański wprowadził mnie na światowe "salony" w szermierce.

Red. Czy dzisiaj łatwiej jest uprawiać wyczynowo szermierkę ?
P.K. - Na pewno łatwiej jest dziś szermierkę zaczynać - przy spełnieniu warunków, o których mówiłem wcześniej. Co więcej, dzisiaj ten sport uprawia się również rekreacyjnie, podobnie jak bieganie czy jazdę na rowerze. W odróżnieniu od rekreacji - wyczyn wciąż wymaga jednak wyrzeczeń, na które nie wszyscy mogą się zdobyć. Rodzice, myśląc o przyszłym zawodzie i karierze dziecka, posyłają go do szkół językowych, organizują douczanie i korepetycje. Kariera sportowa jest raczej na końcu listy priorytetów. Na poziomie juniora nie ma w zasadzie żadnych gratyfikacji dla utalentowanych zawodników, nie mówiąc o stypendiach sportowych. Młodzież to widzi i dokonuje wyborów - często przedwcześnie porzucając sport. Wsparcie finansowe państwa - wypłacanie stypendiów kadrowych dotyczy obecnie tylko wąskiej elity medalistów olimpiad i mistrzostw świata. Pod względem sportowym jest coraz trudniej i to nie tylko w Polsce, bo w klubach prawie wcale nie ma seniorów, a więc i sparing-partnerów, od których młodzi mogliby się uczyć.

Red. Na finansowanie sportu przez państwo nie mamy wpływu, ale może należałoby zmienić organizację szkolenia.
P.K. - Z pewnością należałoby zmienić system organizacji zawodów krajowych. Pod względem szkoleniowym nonsensem jest jechać przez pół Polski na turniej, aby stoczyć ledwie kilka walk, a tak się obecnie zdarza. Efektem braku
walk turniejowych w kraju jest szybkie wypadanie naszych reprezentantów podczas dużych turniejów zagranicznych.



Rok 1996 - I.O. w Atlancie - srebrny medal olimpijski zdobywa drużyna florecistów :
Piotr Kiełpikowski (pierwszy z lewej), Jarosław Rodzewicz, Ryszard Sobczak i Adam Krzesiński.

  Red. Jesteś czynnym sędzią międzynarodowym. Jak oceniasz zmiany w przepisach wprowadzone przez Międzynarodową Federację Szermierczą FIE.
P.K. - Niektóre zmiany, które miały w założeniu popularyzację szermierki - były zupełnie chybione, np. maski z szybkami. Na szczęście wycofano się z nich. Nowe regulacje czasowe w aparatach szermierczych są raczej korzystne, ale są i granice tego rozwiązania, bo nie można z broni konwencjonalnej, jaką jest
floret i szabla uczynić szpady, gdzie nie ma umowy o pierwszeństwie ataku przed wyprzedzeniem, a o trafieniu decyduje elektroniczna sygnalizacja wcześniejszego impulsu z końca broni. Dla publiczności korzystną zmianą jest likwidacja bębnów, czyli potocznie zwanych "linek" i wprowadzenie bezprzewodowej transmisji trafień. Dobre są też duże diodowe wyświetlacze trafień przy planszy i na maskach. Powtórki akcji na wielkich telebimach to tez już powoli standard, pomagający kibicom lepiej zrozumieć skomplikowane szermiercze wymiany. Tak na marginesie, dla sędziów obserwacja zwolnionych powtórek nie zawsze wszystko wyjaśnia. Czasami do oceny : co chciał zrobić zawodnik - potrzeba doświadczenia i zwyczajnej intuicji, czyli sędziowskiego "nosa".
           
 

    Red. Czy widzisz szansę na przywrócenie wszystkich drużynowych konkurencji szermierczych podczas igrzysk olimpijskiech ?.
P.K. - Od czasu kiedy prezydentem MKOl. został były florecista Thomas Bach, z którym sam jeszcze walczyłem - szanse na to się zwiększyły, ale jeszcze nie w Rio, gdzie rotacyjnie wypadają druzynowe : szabla męska i floret kobiet. Myslę, że to FIE powinna o to mocniej zabiegać, bo jest to obecnie jedynie kwestia wybicia dodatkowych kompletów medali.
           
  Red. Często słyszy się o sportowcach, którzy sobie nie radzą po zakończeniu kariery. Jak wiedzie się byłemu olimpijczykowi Piotrowi Kiełpikowskiemu ?
P.K. - Ja na pewno nie mogę narzekać. Mam wojskową emeryturę, do tego comiesięczne świadczenie olimpijskie - blisko 2,5 tys brutto, trochę "kapnie" z sędziowania i pracy w klubie szermierczym. No, i dochodzi jeszcze pensja żony. Da się przeżyć.
 
  pytania do ks. Kamila

Red. W kwietniu 1995 podczas przygotowań do olimpiady w Atlancie miał miejsce na "zakopiance" tragiczny wypadek drużyny floretowej, w którym zginął kolega i trener Piotra Kiełpikowskiego - Bogusław Zych, a on sam został poważnie ranny. Kamil, 6-letni wówczas chłopiec - był świadkiem heroicznej walki ojca o zdrowie i powrót do sportu, ukoronowanej sukcesem z Atlanty. Czy można powiedzieć, że tak hartowała się młodzieńcza dusza przyszłego kapłana ?
KK: Powiem szczerze - mało pamiętam sam wypadek. Mama początkowo nie chciała nic mówić. Dopiero jak okazało się, że z tatą będzie wszystko dobrze, to mi powiedziała. Okres późniejszy był rzeczywiście czasem patrzenia na tatę, który tak jakby od nowa rozpoczynał swoją przygodę ze sportem. Niewątpliwie musiało to wpłynąć pośrednio i na mnie. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale po latach widać tego owoce.

Red. Rodzina, katecheta w szkole, księża i grupy parafialne - to jakby gleba, na której Pan Bóg zasiewa ziarno wiary. Co zdaniem Księdza było tym najważniejszym fundamentem, prowadzącym do przekonania, że warto powiedzieć "tak" Chrystusowi ?
KK: Myślę, że po pierwsze rodzina, gdzie otrzymałem wychowanie katolickie, a po drugie księża, których spotkałem na swojej drodze. Ja nigdy nie należałem do żadnej konkretnej wspólnoty, jakoś nie było mi to potrzebne, czułem się po prostu członkiem wielkiej wspólnoty Kościoła katolickiego.
 
 


Prezbiterzy w katedrze z kardynałem Kazimierzem Nyczem

Red. Współcześni klerycy w czasie sześcioletnich studiów seminaryjnych rozwijają swoje zainteresowania i talenty, grają na instrumentach, jeżdżą na motorach. Jakim atrybutem dysponuje ksiądz Kamil Kiełpikowski, jaką siecią będzie łowił ludzi dla Pana ?

KK: Uważam, że "sieć" nie musi być czymś nadzwyczajnym. Apostołowie nie używali jakichś wyszukanych gadżetów, oni po prostu głosili Ewangelię. Ja sam interesuję się historią. Należę też do grupy historycznej
"Zgrupowanie Radosław". Zajmujemy się inscenizacjami rekonstrukcyjnymi, żywymi lekcjami historii, pomocą kombatantom. Wokół tych grup jest sporo młodzieży, której - poprzez wpajanie zamiłowania do historii - można pokazywać, czym kierowali się ludzie z tamtej epoki. Ich siła, odwaga, gotowość do poświęceń wypływała z wiary w Boga i częstej modlitwy.
 

Red. Został Ksiądz skierowany parafii w Zalesiu Górnym. Jakie oczekiwania i nadzieje wiąże Ksiądz z tą pierwszą w życiu parafią ?

KK: Jest to dla mnie nowa rzeczywistość. Myślę, że będzie to intensywny okres, gdyż jest tam nas tylko dwóch (ja i proboszcz), a dzieje się w tej parafii sporo. Mam nadzieję, że będzie to również szansa zdobywania kapłańskiego doświadczenia.

Red. Życzę zatem Księdzu dużo radości płynącej z trudu misji niesienia ludziom Słowa Bożego.
KK: Dziękuję ! Szczęść Boże !