Szermierz, który wybrał ... konie

 

Wywiad z Piotrem Kałuskim

 
 

Redakcja (Szczepan Drejkowski) Zacznijmy od szermierki. Karierę sportową związałeś ze stołeczną Warszawianką ?

Klub SKS "Warszawianka" znajdował się w pobliżu mojej szkoły i często trenerzy i działacze ogłaszali nabory do sekcji sportowych. Przygodę ze sportem zacząłem od tenisa, później koledzy namówili mnie na szermierkę, którą uprawiałem przez kilkanaście lat, aż do skończenia studiów. To były czasy, gdy jedynymi opłatami, jakie ponosił sportowiec były składki członkowskie, no i koszty lepszego sprzętu.
 
  Red. Potem przeniosłeś się na stałe do w Finlandii. Żonę - Elinę poznałeś w czasie studiów na Politechnice Warszawskiej ?

Elinę poznałem później. Studia na Wydziale Elektrycznym zacząłem w połowie lat osiemdziesiątych, czyli w czasach, w których wśród studentów popularne były zarobkowe wyjazdy na Zachód. Także polskie kluby sportowe chętnie kontaktowały się z zagranicznymi. Nasza sekcja miała taki kontakt z szermierzami z Finlandii. Znajomości osobiste zaowocowały wakacyjnymi wyjazdami do Finlandii, gdzie pracowałem na budowach. Po skończeniu studiów przepracowałem też kilka miesięcy w Polsce, ale tęskniłem za warunkami pracy i płacy z Finlandii. Pracy jednak nie było. Były to lata dziewięćdziesiąte, początek rozpadu Związku Sowieckiego, czego skutkiem był także kryzys ekonomiczny w Finlandii, bo znaczna część gospodarki Fińskiej nastawiona była na kooperację z ZSRR. W końcu jednak ponownie wyjechałem na budowę do Finlandii. Moi pracodawcy wróżyli mi dużą karierę zawodową ze względu na znajomość języka rosyjskiego. Elinę poznałem w roku 1993. Po dwóch latach pobraliśmy się. Wtedy pracowałem już w firmie energetycznej. Po pięciu latach przeniosłem się do firmy produkującej urządzenia telekomunikacyjne, gdzie pracuję już jedenasty rok jako specjalista w grupie wsparcia technicznego. Tutaj też czasami używam języka rosyjskiego. Tak więc moja przeprowadzka do Finlandii trwała właściwie kilka lat.

 
           
 



Red. Skąd pomysł na konie, nie bałeś się?

Co roku w czasie wakacji jeździłem do rodziny na wieś. Już w podstawówce pomagałem przy pracach polowych. Kiedy konie nie pracowały - prowadziło się je na pastwisko. Dla młodych chłopaków dyshonorem było prowadzić konia za uzdę, więc się jeździło na oklep. Czasami nawet udawało się zagalopować. Zawsze lubiłem zwierzęta. Z końmi trochę się bałem, ale mój tata mówił, żeby do konia podchodzić z boku, bo z przodu może ugryźć a z tyłu kopnąć. Jazda polegała na trzymaniu się dwóch zasad: pierwsza to utrzymać się na koniu - aby nie spaść, druga to, żeby jechać tam, gdzie chce jeździec, a nie koń. Jeżeli to się udawało, to wszystko było w porządku. Tak wyglądały moje jeździeckie początki. Do tej pory uwielbiam jeździć bez siodła.

Red. A jak zaraziłeś pasją jeździecką najbliższych ?

Pewnego lata, gdy nasze dzieci były małe (Dominika miała 5 lat, Daniel 3 lata) przyjechaliśmy do Polski odwiedzić dziadków na działkę. W pobliżu była stajnia, a dzieci chciały zobaczyć koniki. Można było wykupić jazdę - prowadzankę dla maluchów i wtedy nasze dzieci pierwszy raz przejechały się na koniach. Od tego czasu Dominika zaczęła wyrażać widoczne zainteresowanie końmi. Elina także. Okazało się, że niektóre koleżanki Eliny jeżdżą, więc zaczęła jeździć z nimi do stajni. Także dzieciom wykupiliśmy kilka jazd. W międzyczasie była piłka nożna i hokej na lodzie, ale Dominika ciągle mówiła o koniach. W końcu wybraliśmy się ponownie do pobliskiej stadniny i wynegocjowaliśmy ceny na cały sezon dla wszystkich członków rodziny. Potem co roku przedłużaliśmy umowę, aż do dzisiaj. Dzieci były na kilku obozach jeździeckich w Polsce i w Finlandii. Latem 2009 roku zdecydowaliśmy się z Dominiką zdawać egzamin na brązową odznakę Polskiego Związku Jeździeckiego - egzamin zdaliśmy i mamy prawo uczestniczenia w zawodach jeździeckich w Polsce. Tego samego roku byliśmy rodziną na wczasach nad Bałtykiem w Białogórze. Jazdy konne po morskiej plaży to niezapomniane wrażenia!
 
     
  Red. Z szermierką się nie udało, ale jeździcie rodzinnie, co zapewne wspaniale was zbliża i jednoczy. Co jeszcze robicie razem oprócz wakacji i zapewne ... sauny ?

Tak, konie zbliżają, choć w szkółce jeździeckiej każde z nas należy do innej grupy, dlatego rzadko się zdarza, żebyśmy we czwórkę byli na tej samej lekcji, ale już dwoje czy troje - tak. Oboje z Eliną pracujemy na trzy zmiany, do tego moje wyjazdy służbowe sprawiają, że często przenosimy nasze jazdy na inny dzień. Za to, gdy nie jeździmy razem, mamy możliwość obserwowania siebie nawzajem, więc zawsze jest temat do dyskusji i wymiany doświadczeń, a także do nauki języków. Mimo kilkunastu lat spędzonych w Finlandii wciąż słabo mówię po fińsku, więc z Eliną porozumiewamy się po angielsku, z dziećmi rozmawiam po polsku, one zaś z mamą - oczywiście po fińsku. Dzieci mają też kilka godzin w tygodniu lekcji w polskiej szkole, mają też dostęp do dziecięcych programów telewizyjnych w języku polskim. Kiedyś rozbawiło mnie, gdy Dominika oglądając polską telewizję zapytała mnie, co oznacza termin "wiocha zabita dechami".
Oczywiście, wakacje staramy się spędzać razem, zimą - wybieramy narty zjazdowe. Sauna rodzinna, to jest normalna rzecz, czas na relaks i jednocześnie zabieg higieniczny. Z rodzinną szermierką rzeczywiście nam się nie udało, ale sam chciałbym jeszcze kiedyś stanąć na planszy. Kiedy jednak pomyślę, że musiałbym znowu kompletować cały ten sprzęt ... to z ulgą wracam do koni.
 
  Red. Jaki model rodziny dominuje w Finlandii ? Czy państwo jest prorodzinne ?

Jeżeli chodzi o politykę rodzinną państwa, to od lat niewiele się tu zmienia. Opiszę to na przykładach. "Becikowe" jest w naturze: rodzice dostają ubranka i pieluchy. Gdy rodzi się drugie dziecko, można wziąć ekwiwalent pieniężny. Małżonkowie nie mogą płacić podatków wspólnie, każdy płaci za siebie. Zwolnienie lekarskie na dziecko przysługuje tylko do dziesiątego roku życia dziecka, ale za to nie ma tu formalności.
Tutaj nie funkcjonuje model rodziny wielopokoleniowej. W większości rodzin, które widziałem młodzi wyprowadzają się na swoje zaraz po zakończeniu edukacji, niezależnie od tego, czy mają partnera, czy nie. Nie widziałem ani jednego domu, gdzie mieszkałyby trzy pokolenia. Oczywiście więź z rodzicami nie jest zrywana. Zdarza się, że dziadkowie mieszkają niedaleko dzieci i zajmują się wnukami.
Bracia i siostry zwykle utrzymują kontakty ze sobą, ale już dalsza rodzina - tylko przy szczególnych okazjach. Wesela oczywiście są zdecydowanie mniej wystawne niż w Polsce, w związku z czym można pozwolić sobie na zaproszenie większej ilości osób. Na pogrzebach też jest okazja spotkania z rodziną przy obowiązkowym poczęstunku, ale bez alkoholu. Zjazdy rodzinne w Finlandii, takie jak rodu
Kałuskich raczej się nie zdarzają.
Wiele osób w wieku reprodukcyjnym świadomie rezygnuje z potomstwa, wiedząc o tym, że najprawdopodobniej starość spędzą w domu opieki. Sporo par nie bierze ślubu wcale, lub z dużym opóźnieniem. Zdarzają się też związki homoseksualne, ale w Finlandii nie są formalnie zalegalizowane i rzecz jasna - nie mogą adoptować dzieci.

 
 

Red. Jaki stosunek do rodziny ma fiński Kościół ?

Jeśli chodzi o Kościół, to katolicy w Finlandii stanowią niewielki procent wierzących. Większość Finów skupiona jest w Kościele luterańskim, który oczywiście dba o rodzinę. Są nawet wyspecjalizowani psychologowie, którzy pomagają małżeństwom w przypadku konfliktów, czy kryzysów. Z drugiej jednak strony instytucja ta akceptuje rozwody i ponowny ślub. Jako ciekawostkę mogę dodać, że kilka lat temu Kościół luterański w Finlandii wprowadził kapłaństwo kobiet i od tego czasu posługę tę zdominowały panie.
Nasz ślub z Eliną zawarliśmy w Kościele katolickim, gdzie również ochrzciliśmy dzieci. W Finlandii o religii dzieci decyduje matka, ale tę funkcję Elina pozostawiła mnie. Oboje dzieci są już po Pierwszej Komunii, a Daniel nawet już parę razy służył do mszy.

Red. Dziękuję za rozmowę.