Kot ??? Leonarda da Vinci |
||||||
|
Niedawno obejrzałem w
telewizji głośny film "Kod da Vinci" z_Tomem Hanksem w roli głównej,
na podstawie powieści Dana Browna. Wartka akcja rozgrywa
się wokół intrygi pomiędzy tajną organizacją
Kościoła i rzekomymi potomkami Jezusa. Do tego jakieś
tajemne gadżety Leonarda, templariusze, zabójstwa,
pościgi i trucizna - repertuar niczym z klasyków
gatunku płaszcza i szpady. Obraz
bombarduje widza natłokiem kulturowych schematów i
stereotypów, przemieszanych z pseudonaukowymi wnioskami,
nad którymi widz nawet nie ma czasu się zastanowić.
Filmowa narracja przypomina lawinę pozornie logicznych
sentencji, w istocie - to patchwork fałszywek,
cytowanych z szybkością słowotoku osoby
niezrównoważonej. |
|||||
Ale czy
można mieć pretensje do Dana Browna czy twórców filmu
? Autor zapewne korzystał z wielu dostępnych (choćby w
internecie) przepisów na bestseller : weź szczyptę
nauki, dopraw znanym resentymentem, np. jakąś ciemną
kartą Kościoła katolickiego, zmieszaj z pseudonaukową
hipotezą w rodzaju : dama nie z łasiczką
- ale z obcym przybyszem z galaktyki Oriona; dodaj
złowrogiego mnicha o szpetnym spojrzeniu i niezdarnego
naukowca o ujmującym uśmiechu; zmiksuj i ... gotowe.
Następnie postaraj się o odpowiednią promocję. A czy można winić ludzi, że to kupują i oglądają ? Bo i czy można było mieć pretensje do Orsona Wellesa, który radiowo adaptował powieść "Wojna Światów" Herberta George'a Wellsa, oraz mieszkańców New Jersey słuchających radia w październikowy wieczór 1938 roku, którzy ulegli panice z powodu rzekomego ataku ... Marsjan ? Cóż oni są winni ? Głupota przecież ... nie boli. |
||||||
Fantasmagorie Dana Browna można porównać z innymi absurdami, które rozpleniły się w świecie i prowadzą żywot samoistny, mając grono swoich stronników, animatorów i cały przemysł produkcji wydawnictw, akcesoriów i pamiątek, a także sferę handlu owymi towarami wraz z wierną grupą klienteli zainteresowanej nabywaniem "nowości". | Popularne bzdury i absurdy : Ufo
istnieje i czasami ... porywa ludzi |
|||||
Do Sztokholmu przyjechałem na
miesiąc - do pracy w wakacje. Wynajmowałem pokój u
Krysi - Polki osiadłej na stałe w Szwecji. Widywałem
się z nią po pracy, wieczorami. Niekiedy szła ze mną
rano na Mszę św. do pobliskiej Katedry. Czasami
wyjeżdzała na wieś. Krysia nie pracowała, była na państwowym zasiłku - mówiła, że jest chora i niedługo umrze, czemu wówczas zupełnie nie dawałem wiary. Czasami tylko dyskutowaliśmy na tematy egzystencjalne. Któregoś razu rozmowa zeszła w stronę problematyki współczesnego Kościoła. Krysia przekonywała, że nawet Jezus miał żonę (Marię Magdalenę), z którą też miał mieć potomstwo. Przyniosła mi nawet niewielką książkę - chyba po angielsku, w której teza ta była dokładnie wyłożona w oparciu o cytaty z Biblii. - Pamiętam, że stanowczo zaprotestowałem. W pewnym momencie nasz spór przybrał na sile. Krysia zaczęła wykrzykiwać swoje argumenty. Po namyśle - spuściłem z tonu, poprosiłem o cytat z książki, aby go skonfrontować z tekstem w Nowym Testamencie ... Kiedy zacząłem czytać na głos Pismo Święte, wszystko jakby zaczęło wyjaśniać się samo - dalsza dyskusja wydawała się już zbędna. Spokojnie, czytając fragment za fragmentem - dotarliśmy prawie do końca Ewangelii ... W kilka miesięcy po moim wyjeździe ze Sztokholmu - Krysia umarła. Podobno odchodziła spokojna. Zdążyła jeszcze pożegnać się ze znajomymi. Innym, również i mnie - dziękowała ... Wojtek ______________________________________________________(imiona zostały zmienione) |
||||||
Pozostaje mieć nadzieję, że nabywcy blisko miliona egzemplarzy "Kodu" sprzedanych podobno w Polsce, sięgną równie ochoczo do lektury Pisma Świętego, w którym prawda - na szczęście - broni się sama. |
||||||